Indymedia i grodzenie internetu.
Oryginał opublikowany 9 Listopada 2008 przez Yossariana

przywrócić wstęp

Trochę problemów

Myślę, że jesteśmy w marnej kondycji w porównaniu ze stronami które są przeważnie własnością korporacji a do których często zwracają się aktywiści polityczni. Ludzie zasadniczo nie publikują już swoich video na Indymediach – ładują je na Youtube. Zdjęcia idą na Flickr. Nastąpiła eksplozja dobrych, politycznych treści publikowanych w sieci, ale nie na naszych stronach bo w wielu wypadkach łatwiej jest zarejestrować konto na Blogger.com i zamieścić je tam. Grupy polityczne nie informują już o swoim działaniu na Indymediach, zakładają profil na MySpace. W gruncie rzeczy, większość aktywistów politycznych nie zakłada kont emailowych na riseup.net czy aktivix.org czy jednej z wielu innych usług mejlowych prowadzonych przez aktywistów, zamiast tego zakładają konta na Gmail czy Hotmail. To ogólny problem i jest znacznie większy niż Indymedia czy lewicowy aktywizm, ale warto pomyśleć o tym jak możemy na niego odpowiedzieć.

Jedną konieczną odpowiedzią jest edukacja. Aktywiści którzy nigdy nie pomyśleli by o jedzeniu mięsa czy wyłamaniu się z pikiety nie mają żadnego problemu z przekazaniem całej swojej struktury komunikacyjnej w ręce Google, Yahoo, Microsoftu i Ruperta Murdocha. Istnieją ogromne problemy praktyczne odnośnie bezpieczeństwa komunikacji, własności danych, prywatności, cenzury treści i data miningu(4) zarówno ze strony korporacji jak i agencji państwowych. Z tego co widzę wszyscy począwszy od lewicujących NGO i aktywistów ekologicznych, przez związki zawodowe i aż do antyrządowych anarchistów i komunistów mają to samo nastawienie: nie ma problemu. Idź dalej. Zamknij się, jesteś geekiem(5).

Musimy tłumaczyć ludziom te kwestie w spójny i efektywny sposób. Może tłumaczenie, że to tak jak by organizowali wszystkie swoje zebrania polityczne w McDonaldsie i upewniali się że policja przyjdzie i wszystkich ich sfilmuje jest jednym z podejść.

Jednak sama edukacja nie rozwiąże problemu. Musimy zapewnić kontrolowane przez nas samych alternatywy.

Dawid vs Goliat: powrót

Jest z tym parę oczywistych problemów. Połączone budżety na rozwój samych Yahoo, Google i Microsoftu idą w miliardy dolarów rocznie i są w stanie skierować armię programistów do rozwiązania jakiegokolwiek problemu który stanie im na drodze. Mimo że są wysoce zbiurokratyzowani mają też luksus kolejnych miliardów dolarów którymi mogą kupić młode innowacyjne firmy.

Z drugiej strony, mamy parę w miarę ciężko pracujących geeków i dobrodziejstwo kodu udostępnionego przez ruch Free Software(6). O ile dawniej samo to nam wystarczyło, chciał bym zasugerować że jesteśmy w środku procesu monopolizacyjnego który zniszczył już inne formy radykalnych mediów w przeszłości. Ten nowy etap wprowadzi też jeszcze więcej związanych z nim problemów.

W zasadzie, myślę że stoimy przed powiązanymi ze sobą problemami niedokapitalizowania(7) i korporacyjnej monopolizacji.

Prowadziłem ostatnio małe badanie historyczne w zakresie prasy robotniczej, bardzo żywej we wczesnym XX wieku, znalazłem między innymi następującą analizę Noama Chomskiego:

Angielski Daily Herald (…) jeśli pamiętam poprawnie miał dwa razy więcej prenumerat niż London Times, Financial Times i Guardian razem wzięte we wczesnych latach 60 dwudziestego wieku i w rzeczy samej badania pokazywały że był czytany znacznie dokładniej i z większym zainteresowaniem przez swoich czytelników, ale był gazetą klasy pracującej. Reprezentował alternatywny punkt widzenia na świat. Teraz nie istnieje. Gazety klasy pracującej stały się tanimi tabloidami składającymi się z seksu, sportu i tak dalej – częścią odmóżdżenia mass. Nie doszło do tego siłą. Policjanci nie przyszli żeby ich zamknąć. Stało się tak ze względu na nacisk rynkowy. Gazety to korporacje które sprzedają produkt, czyli czytelników, do nabywców, czyli reklamodawców(8). Tak więc gazeta czy jakikolwiek inny periodyk jest w zasadzie korporacją sprzedającą produkt innym korporacjom. Sposób, w jaki się je sprzedaje to zwracanie uwagi na profil. Jeśli chcesz mieć zasoby w tym systemie musisz mieć wsparcie reklamodawców wyrażone w kapitale. A to oznacza, że musisz odwoływać się do ich poglądów na świat, ale też oznacza konieczność zorientować się na bogatszych czytelników z normalnymi profilami reklamowymi na które oni wszyscy są zorientowani. Te czynniki wyniszczą prasę niezależną. Tak stało się w Stanach Zjednoczonych dawno temu. Tak stało się w Wielkiej Brytanii w miarę niedawno, a efekty są porażające….

Moim zdaniem, proces który zajął być może 70 lat w przypadku drukowanej prasy radykalnej późnego XIX i wczesnego XX wieku powtarza się znacznie szybciej w przypadku dzisiejszych radykalnych mediów internetowych. Jeśli ta ocena sytuacji jest poprawna, nasze problemy są znacznie większe niż większości z nas się wydaje. Rozpoznajemy już policję rekwirującą nasze serwery oraz aresztowanie i mordowanie naszych dziennikarzy jako poważne problemy. Myślę że będziemy musieli zmagać się z mniej wyrazistą lecz być może znacznie potężniejszą erozją naszej możliwości prezentowania informacji w sieci w sposób adekwatny dla osób używających naszych stron. Początki tego procesu widzimy już w tej chwili. Potencjalny publikujący na Indymediach myśli: mogę załadować video, ale nikt nie może go wygodnie obejrzeć na stronie? Opublikuję je na Youtube. Mogę opublikować raport ale moi przyjaciele nie są automatycznie powiadomieni przez Twittera? Zapomnijcie, Blogger tak robi. Mogę ogłosić że powstanie mojej nowej grupy politycznej ale nie mam jak wygodnie połączyć ich razem i mieć do nich dostęp przez API do dalszych zmian i filtrowania? Idę na Facebook i Yahoo Pipes.

Zauważcie że w tych przykładach ludzie nie szukają wyłącznie działania efektu sieci społecznościowych i ładnego interfejsu graficznego (mimo że też się dla nich liczą). Chcą dużej funkcjonalności i rosnącej interoperacyjności z szeregiem korporacyjnych usług których nie zauważyłem żeby ktoś systematycznie analizował z radykalnej perspektywy. Więc nie chodzi tylko o budżety rozwojowe wielkich korporacji medialnych, z którymi musimy konkurować, chodzi też o ich kontrolę nad usługami i de facto standardami które też będą dla nas coraz bardziej problematyczne.

Coś tak prostego jak dodanie linku “wykop!”(9) na stronie w CMSie Indymediów zapewne osłabiło by globalną sieć Indymedia prowokując nierozstrzygalną - przyp. tłum. dyskusję o względnych zaletach otwartej agregacji(10) względem wspierania kapitalistycznej firmy.

Co nam pozostaje / Co możemy zrobić?

Jednym rozwiązaniem było by rozwiązanie krótkoterminowe. Jesteśmy obecnie niedokapitalizowani, napiszmy podanie o grant i wprowadźmy trochę gotówki w systemy. Brzmi to znajomo biorąc pod uwagę ostatnie nagłówki dotyczące światowego kryzysu ekonomicznego: utrzyma wszystko w ruchu przez jakiś czas ale jeśli problem jest ciągły, nic nie da w dłuższym przedziale czasu. Odłóżmy na razie dyskusję na temat tego czy programiści Indymediów powinni być używani jako tanie zasoby rozwojowe dla sieci gazet Knight-Ridder i czy prawdopodobne jest żeby grupa Indymedia która nie jest w stanie przez 3 lata założyć strony na Drupalu miała jakąkolwiek szansę na otrzymanie 200,000$ na prowadzenie dużego projektu rozwojowego Drupala na bok. Ważniejsze pytanie brzmi jak długo możemy funkcjonować przy takim podejściu? Do jakiego modelu rozwoju nas prowadzi?

W ciągu zeszłego roku poświęciłem prawdopodobnie około tysiąc godzin roboczych na pisanie kodu dla Indymediów. Branie pieniędzy od korporacji medialnej jest gdzieś zaraz za uzależnieniem się od heroiny na liście rzeczy które chciał bym zrobić i myślę że miało by mniej więcej takie same efekty na nasze działania rozwojowe. Jestem pewien że na początku wszystko wyglądało by wręcz wspaniale, szybki rozwój i wszyscy byli by szczęśliwi. Potem pieniądze się kończą i już nie jesteśmy w stanie funkcjonować. W tym momencie wszystko zaczyna się walić.

Chcę zaznaczyć, że nie jestem przeciwny płaceniu ludziom za pisanie kodu dla Indymediów, w żadnym razie. Na przykład nie miał bym nic przeciw jakiegoś rodzaju zbiórki publicznej tak jak zmag.org i płacenia ludziom za pracę z tej puli (albo przeznaczanie jej na nowy sprzęt, itd). Widzę też bazę kodu Indymedia jako coś co mogło by być powszechnie użyteczną rzeczą. Możliwe jest żebyśmy zaprojektowali nasz kod w taki sposób że był by atrakcyjny dla wielu ludzi którzy potrzebują dystrybuowanych stron(11) i użyli by tego kodu w swojej normalnej komercyjnej pracy. Ich zmiany w kodzie wrócą i zasilą bazę kodu (dlatego Drupal i Zope mają tylu współpracowników).

W oby wypadkach mieli byśmy chociaż jakąś kontrolę nad sytuacją, lepszą niż gdybyśmy ciągle składali wnioski o granty fundacji.

To co chciał bym zaznaczyć to że w tej sytuacji, długofalowo, płacąc pięciu czy dziesięciu geekom przez jeden rok nie wyciągniemy się z kłopotów – ich skala jest zbyt duża. Inteligentne użycie publicznie dostępnego kodu tworzonego przez tysiące czy dziesiątki tysięcy ludzi to jeden sposób na początek.

Lepsza organizacja naszych procesów rozwoju kodu (czego obecnie próbuje dokonać grupa imc-cms) też może w sporym stopniu rozwiązać problem niedokapitalizowania. Sieć paru dziesiątek zmotywowanych i dobrze zorganizowanych programistów ze wsparciem większej społeczności politycznie świadomych deweloperów otwartego oprogramowania dla których monopolizacja jest kwestią wolności może funkcjonować przez wiele lat i może być w stanie rzeczywiście czegoś dokonać. Mała grupa ludzi opłacanych z pieniędzy fundacji zapewne ukoi nas w poczuciu fałszywego bezpieczeństwa. Myślę że odpowiedź na problem zasobów jest polityczna i społeczna a nie ekonomiczna ponieważ niezależnie od tego jak dużej ilości fundacyjnych pieniędzy nie położymy rąk, zawsze będzie to ułamek tego ile korporacyjne olbrzymy są w stanie wydać na zakup jednej innowacyjnej firmy.

Inny problem, ten dotyczący standaryzacji de facto i monopolizacji przez firmy szukające zysku jest cięższy do rozwiązania. Częściowo pracuje nad tym Free Software Fundation: nowa licencja Affero Gnu Pulic License (AGPL) ustanawia że firma jak na przykład Google używając kodu AGPL musi publicznie udostępnić cały zmodyfikowany kod AGPL, coś co nie było wymagane w starszej licencji GPL w wersji 2.

Licencja AGPL pomoże trochę wyrównać szanse, zobaczymy więcej korporacyjnego kodu gigantów web 2.0(12). Nie zmieni to faktu że doświadczenie internetu większości ludzi odbywa się wewnątrz odpowiednika zamkniętych strzeżonych osiedli które są własnością największych korporacji medialnych na świecie. Oczywiście jesteśmy organizacyjnie poza tymi ogrodzonymi społecznościami (piszę organizacyjnie ponieważ podejrzewam że wielu ludzi działających w Indymediach w rzeczywistości używa korporacyjnych platform takich jak Facebook pomimo uważania tego za jakąś brudną tajemnicę). Pytanie jak mamy prowadzić interakcję z tymi ciężko bronionymi enklawami w internecie jest kluczowe bo tam żyje i pracuje większość światowej populacji internetu. Jeśli chcemy zmienić społeczeństwo musimy tą kwestię rozwiązać, albo nie będziemy już grupą radykalnych twórców mediów z zaawansowanymi technicznie platformami (którymi byliśmy w 2000-2003), staniemy się odpowiednikiem strony na Geocities(13) – zaginiona, samotna i wyglądająca podejrzanie. Swoją drogą może już czas zmienić biały tekst i czarne tło indymedia.org?

Problem pogarsza fakt, że wiele wolnych bibliotek(14) jest napisane po to żeby wpierać korporacyjne usługi. Na przykład, wewnątrz środowiska programowania którego używam (Ruby on Rails), jest 5 bibliotek dla Google Maps/Yahoo Maps/Geocoder.us/PostcodeAnywhere ale żadnej dla OpenStreetMap (jedyna porównywalna usługa niekomercyjna). Jako radykalny programista, co mam zrobić? Chcę dać możliwość zaznaczenia lokalizacji wydarzenia na mapie w kalendarzu wydarzeń który napisałem tak żeby ludzie mogli łatwo na nie trafić. Czy mam je zintegrować z Google Maps (co zajęło by około 5 minut), czy z OpenStreetMap (co zajęło by parę dni i tak nie działa równie dobrze co Google Maps)? To tylko mały przykład ale myślę że pokazuje jak wygląda praktyczna strona monopolizacji w usługach którą chce pokazać.

Myślę że w tymi miejscu może być konieczne żeby zaprezentować nasze wątpliwości tak samo do ruchu wolnego oprogramowania jak i postarać się przedstawić je szerszej publiczności zaczynając od naszych własnych użytkowników. Ludzie z Free Software Foundation to inteligentna zgraja, której skład często pokrywa się z naszym środowiskiem. Podczas gdy wielu z nich prawdopodobnie widzi “internet” (w przeciwieństwie do kodu na którym on funkcjonuje) jako przestrzeń wolną od polityki, podejrzewam że wielu z nich ma wątpliwości co do tego jak używany jest ich kod. Po poświęceniu dwóch dekad pracy na powiększenie wolności oprogramowania, wątpię żeby byli zadowoleni z faktu że jest ono wykorzystywane do usidlenia użytkowników sieci w zazębiającym się zestawie korporacyjnych monopoli które akurat używają wolnego oprogramowania.

Poza budowaniem współpracy i uświadamianiem musimy też rozwijać nasze alternatywy. Każdy kto jest tym zainteresowany powinien spojrzeć na działania grupy CMS Indymediów, które lista mejlingowa znajduje się pod adresem: lists.indymedia.org/mailman/listinfo/im...

(1) globalne listy komunikacyjne sieci Indymedia, na których koordynowane jest działanie pomiędzy kolektywami i podejmowane są decyzje które mogą dotyczyć całej sieci
(2) IMC to skrót od Independent Media Center – centrum mediów niezależnych, w większości wypadków oznacza kolektyw prowadzący stronę Indymedia
(3) Drupal to CMS (system zarządzania treścią) – program obsługujący wyświetlanie dynamicznych treści (np. wiadomości) na stronach internetowych
(4) Data mining nie ma polskiej odpowiednika językowego – jest to proces przeszukiwania informacji zawartych w bazach danych, często publicznie dostępnych, mających uczciwe zastosowania jak i gromadzenie informacji na temat poszczególnych osób i kojarzenie informacji których sami mogli celowo nie ujawniać, trochę więcej pl.wikipedia.org/wiki/Eksploracja_danych
(5) geek nie ma wygodnego tłumaczenia na polski, oznacza coś na kształt maniaka komputerowego – więcej na ten temat: pl.wikipedia.org/wiki/Geek
(6) “ruch wolnego oprogramowania” aka open source – ruch tworzący oprogramowanie i dzielący się jego kodem pl.wikipedia.org/wiki/Historia_Wolnego_...
(7) oryginalnie undercapitalization podobnie do niedofinansowania ale chodzi też o ‘zasoby ludzkie’
(8) jest to główny element analizy mediów, “modelu propagandy”, autorstwa Chomskiego i Hermana
(9) oryginalnie “Digg this” amerykański/międzynarodowy pierwowzór polskiego serwisu wykop.pl gdzie artykuł uzyskuje pozycję na stronie główniej zależnie od ilości głosów użytkowników
(10) (gromadzenie), w tym wypadku wyszukiwanie, publikowanie i ocenianie treści przez użytkowników, patrz wykop.pl
(11) istotną częścią wszystkich systemów Indymedia jest możliwość ich “dystrybucji” na wiele serwerów tak żeby duża liczba odwiedzających nie przeładowała serwera lub akcje policyjne nie były w stanie zamknąć wszystkich kopii strony
(12) kontrowersyjny termin ukuty jako określenie na wszystkie nowomodne serwisy ’społecznościowe’ patrz też cia.bzzz.net/grodzenie_wirtualnej_przes...
(13) dawniej popularny darmowy hosting (tak jak polskie republika onet.pl czy webpark wp.pl) obecnie synonim internetowej archaiczności
(14) napisanych przez kogoś innego fragmentów kodu których można użyć w swoim programie